W Sercu Caradhras

Szary Elf bezszelestnie zakradł się do zakrętu korytarza. Wychylił się delikatnie by ujrzeć kolejny oddział goblinów stojących na drodze do ich króla. Cofnął się zwinnie i prędko do licznej grupy swoich kompanów.

– Przed nami kolejni, są przygotowani na atak, widocznie już wiedzą o naszej obecności… – szepnął elf do pobliskich wojowników.

Mężczyzna, którego zwali Dzierzba, rzucił porozumiewawcze spojrzenie do swojego kompana. Wzajemnie przez całą wyprawę w góry chronili swoich pleców by nie dać się zaskoczyć atakom z ciemności. Cała grupa musiała współpracować, bowiem przeciwnik mógł kryć się wszędzie, byli bowiem na terytorium wroga.

Sprawnie przedarli się przez kolejne zastępy przeciwników, aż w końcu dotarli do sporej wielkości pieczary u końca korytarza. Na jej końcu stał gobliński wódz hord, a przy nim przykuta łańcuchami do ściany niewolnica, którą śmiałkowie przyszli uratować. Przed królem goblinów rozpościerała się piekielna czeluść, z której bił ogień i gorące powietrze, które dusiło tych, którzy zbliżyli się zbytnio. Aby ją ominąć, trzeba było przedrzeć się przez hordy uzbrojonych po zęby goblinów i trolli.

Determinacja zjednoczonych elfów, ludzi i krasnoludów była jednak tak wielka, że pomimo trudu, dotarli swymi ostrzami do największego z przeciwników. Otoczony król wymachiwał wielką maczugą, jednak jego wrogowie zbyt dobrze współpracowali, każdy chronił drugiego, mieli bowiem wspólny cel, który tego dnia ich połączył w walce. W pewnym momencie jeden z ludzi wykorzystał nieuwagę króla i z szybkim doskokiem przeciął brzuch wielkiego orka. W ostatniej chwili ukochana wojownika wyciągnęła go spod nóg upadającego monstra, a cielsko wielkiego przywódcy runęło w szczelinę. Resztki armii pouciekały do swoich nor, przez chwilę wydawało się, że już po wszystkim. Jęki i błagania o uwolnienie niewolnicy przerwało nagle dziwne trzęsienie i dudnienie, a idąca wraz z tym fala gorąca. Powietrze stawało się ciężkie… palące wręcz, a w ustach można było odczuć wyraźnie siarkę.

Ruine – elficki dowódca – wyczuwał nadchodzące zagrożenie i nakazał ucieczkę. Czym prędzej zatem rozkuto uwięzioną kobietę i cały oddział udał się czym prędzej ku wyjściu. Nim jednak wyszli z pieczary, przed nimi ukazał się widok nie przeznaczony oczom śmiertelników. Z czarnych ogni wyłoniła się bestia jakiej w najgorszych koszmarach nikt nie był w stanie sobie wyobrazić. Wielki demon dzierżył w ręku ognisty miecz, a z oczu biły czarne płomienie. Przerażenie ogarnęło grupę wojowników, lecz gdy demon próbował zebrać z nich śmiertelne żniwo, na jego drodze stanął przywódca oddziału.

W pełni determinacji i z ogniem w sercu ruszył przeciwko największemu przeciwnikowi, jakiemu można było się przeciwstawić, niestety po krótkiej wymianie ciosów, uderzenie ognistego miecza odrzuciło Eldara zwalając go z nóg i pozbawiając sił. W ostatniej chwili jednak, jeden z ludzi, w akcie ogromnej odwagi wziął rannego przywódcę i ruszył wraz z nim do ucieczki.

Tunel wznosił się do góry w stronę ciepłego blasku światła, nie było to jednak światło słoneczne, lecz Glorfindel pozbywający się kolejnych hord goblinów chcących wejść na tyły napastnika. Gdy dotarli do bezpiecznego miejsca, w jaskini blisko wyjścia na przełęcz, złotowłosy elf ujrzał swojego przyjaciela w agonii. Wokół umierającego elfa zebrali się wszyscy jego towarzysze, a tuż przy nim stali Glorfindel oraz jego wierny przyjaciel – jeden z Dunedainów.

– Czy byłem wystarczająco silny Glorfindelu? – zapytał Ruine starając się łapać resztki sił. Rany bowiem były okropne i nie dawały mu szans na przeżycie.

– Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę przyjacielu? – zapytał złotowłosy elf. Na co jego towarzysz potaknął jedynie delikatnym skinieniem. – Dzisiaj przyszło Ci odejść w ogniu i chwale.

– Gdyby nie Twój czyn, zapewne wszyscy byśmy zginęli – dodał nachylający się obok Strażnik.

Ruine zrozumiał, że jego obawy go nie dotknęły, że to czego najbardziej się obawiał nie wydarzyło się, lecz stało się tak, jak by tego pragnął. Mógł z dumą i satysfakcją pożegnać się ze światem, z którym tak wiele go łączyło.

– Lepiej spłonąć niż zgasnąć… – po tych słowach Ruine oddał swój ostatni oddech.

Screen by bartuq

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *